Pomimo zamkniętych drzwi słychać było kosa. Tego, który siedzi zawsze w tym samym miejscu, na tej samej gałęzi, o tych samy czasie i przekazuje innym kosom – co wie.
Starsza pani wsłuchiwała się uważnie w te komunikaty. On je nadaje, inne kosy mu odpowiadają. Jedne słychać lepiej, inne gorzej, ale każdy odpowiada co innego. Dałaby wiele, żeby się dowiedzieć co. Nie są zapewne ptasie plotki, o tym który kos, z którym kosem pokłócił się o swój teren. Takie sprawy załatwiają na bieżąco i bez cienia wątpliwości. Widziała takie sceny przynajmniej kilka razy. Kosy sprawiały wówczas wrażenie walczących na śmierć i życie. Spięcie trwało krótko, ale hałasu było przy tym co niemiara, a zdarzało się, że po takim spięciu pozostawiały na trawie czyjeś pióra. Jeden kos zostawał, drugi nie.
Kosy nie ćwierkają jak wróble, nie przekrzykują się wzajemnie, nie wydają dźwięków wszystkie w tym samym czasie. To niej jakiś tam chór. To jest debata, w której nikt nikomu nie przerywa, nie wtrąca się w trakcie przekazywania komunikatu. Jeden wydaje dźwięki, inne słuchają. Potem wszystkie odpowiadają i tutaj kilka robi to w tym samym czasie, ale i w tej fazie dialogu jest łatwy do wysłuchania ład.
– Czemy te jełopy pokazywane w telewizji – tak nie potrafią? – zastanawiała się starsza pani. Nie cierpiała tych przekrzykujących się polityków mówiących niechlujnym językiem, budujących zadania bez ładu, składu i sensu.
– Może te kosy nagrać komórka i pokazywać na forum? – przemknęło jej przez głowę, ale zaraz wyobraziła sobie tych hejterów, których ożywia każda mądrzejsza myśl i zaraz jej się odechciało.
Starsi pani mówili, że zwierzęta są mądrzejsze od ludzi, a ludzie sprytniejsi do zwierząt – przypomniała sobie starsza pani. Nie tak dawno temu rozmawiała ze sprzedawczynią w mięsnym sklepie. Ludzi nie było, zakupy miała spakowane i tak sobie pogadały. Ta sprzedawczyni młodsza była, w średnim wieku i zeszło w rozmowie na zwierzęta. Opowiadało o krowach, która obserwowała jako dziecko i nie mogła wyjść z podziwu jaki między nimi porządek panował i jak rygorystycznie go przestrzegały. I to zarówno własne krowy, u nich w oborze, jak i te na farmie, gdzie były ich setki. Tamte do dojenia ustawiały się zawsze tak samo, wiedziałaby ile jest dojarek i kiedy do obory nie wchodzić. łatwo sobie wyobrazić co by się działo, gdyby tam ludzie stali…
Człowiek ma zawsze dobry pretekst, żeby wpychać się przed innymi. Najgorzej w kolejce do lekarza. Tam, to mało, że człowiek w nerwach czeka, bo nigdy nie wie czego się dowie i ile trzeba będzie na leki znów wydać, to jeszcze cały czas się boi, że zaraz przyjdzie jakaś taka nadzwyczajnie uprzywilejowana- taki medyczny VIP i wepcha się bez kolejki.
– Jak to jest możliwe, że każdy umówiony jest na konkretna godzinę, a czekasz jakby żadnego porządku nie było? – dziwiła się starsza pani zawsze, ilekroć o lekarzu pomyślała.
– A swoją drogą to skąd w tych demokratycznych krajach taki feudalny zwyczaj dzielenia ludzi na VIP-ów i nie VIP-ów. Przecież to jawne gwałcenie fundamentów demokracji- nakręcała się coraz bardziej. – Zapłacisz na lotnisku dodatkową kasę i stajesz się kimś wyjątkowym. Tutaj rozkoszuje się przestrzenia, trunkami i jedzonkiem dla VIP -ów, a tak kłębi się motłoch pytany przy odprawie podchwytliwie czy nie przewozi broni. Jak przez pomyłkę powie, że „tak”, to zabiorą się za niego mundurowi. Unieważnienie biletu, mandat. Wszystko w imię dobra ogólnego. Z nazwy. Ale to nie ono jest najważniejsze. To kasa, forsa, pieniądze. One są w naszej demokracji na pierwszym miejscu. Tak samo, jak w reżimach, dyktaturach… Tylko u nas bardziej o pozory dbają i przekonują po dobroci…- skończyła ten wątek, bo wiedziała, że jak się nakręci, to na całą resztę dnia.
Kosy konferowały w najlepsze.
Melodyczne te ich komunikaty były i choć głośne absolutnie jej uch nie drażniły. W przeciwieństwie do tego dudnienia, które dobiegała z posesji sąsiadów. Ci to mieli jakieś takie głośniki, że dudniły na kilka domów przez zamknięte okna i ściany. Oni bardzo przywiązywali wagę do tego, żeby się pokazać. Szczególnie on. Wszystko musi mieć naj-… Przed domem – wóz wielki względny, żeby wszyscy wiedzieli, że mieszka państwo. Drugi luksus na podjeździe i trzeci – normalniejszy, ale też z wyższej półki. Chodzi o to, żeby nikt takich nie miał w okolicy. On gruby, toporny, bez dowcipu i inteligencji. To się chociaż tymi wozami odróżni. I tym dudnieniem.
– Głuche to to dziadostwo – skwitowała takie ekscesy starsza pani.
– Normalnemu człowiekowi uszy by na miejscu odpadły, a ci słuchają tego hałasu, jakby ktoś na harfie im grał… Ale gdzie tam taka hołota i harfa – myślała sobie po cichu…
A kosy pięknie koncertowały. Te siedzące w ogrodzie rodziny, którą bardzo lubiła – wdzięcznie odpowiadały prowadzącemu ptasią konwersację. A ta lubiana -przez starsza panią rodzina – miała dużo drzew i u nich kosy przesiadywały z przyjemnością. Chyba, że w ogrodzie pojawił się najmłodszy sąsiad. Ten, to jeden wielki, nieustający hałas. Już teraz nie wydaje tyle dźwięków, ale jeszcze kilka lat temu, to nie daj boże…
– Kiedyś dzieci tak dziwnie nie hałasowały – pewna tego była starsza pani.- Dzieci bawiły się kiedy w jakiegoś tam berka i ganiały, ale te okrzyki były radosne. Dzisiaj dzieciaki piszczą, kwiczą jak młode prosiaczki. Wydają takie świdrujące dźwięki jakby się nimi chciały wkręcić człowiekowi w mózg i tam już pozostać na zawsze. Taki nowy model wychowania na luzie…- skwitowała.
Ten mały piszczał, a dzieciaki zaproszone do niego – to dopiero. Dziewczynki szczególnie. Wystarczyła jedna, a starsza pani musiała zamykać okna na głucho i nastawiać jeszcze jakieś medium w domu, żeby te ostre dźwięki zablokować.
Teraz u sąsiadów pusto było. Tylko te konwersujące kosy.