Władza ma swoje problemy i po swojemu je tłumaczy poddanym, obywatelom, ludziom. Obojętnie jaka jest to władza, w jakim miejscu i czasie – każda władza mówi o sobie, nie do siebie. Maluje wizerunek. Zależnie od epoko i aktualnej konwencji – w kształtowaniu tego wizerunku uczestniczą pojedynczy ludzie, zespoły, sztaby. I niezależnie od niego, obok nich- i tych wizerunków i tej władzy- toczy się ziemska codzienność w jej poza dworskim, poza pałacowym- wymiarze.
Ludzie także mają swoje problemy. Także podejmują trud ich nazywania. I tutaj i tam liczy się zawsze coś czego nie zauważają jedni i drudzy: sposób myślenia. Na co dzień nie wspomina się o nim. Takie jest życie. Ale to on jest ręką, na której założona jest pacynka. Czyli Ty, ja i wszyscy inni…Ale może to być równie dobrze kuglarstwo ręczne.
Dla widza nie ma to większego znaczeni. Ręka robi swoje i teatrzyk trwa.
Sąsiadeczka z przeciwka pali po nocach lampeczkę. Widać ją w oknie na parterze. Lampeczka sama w sobie- jak to lampeczka. Nic nadzwyczajnego. No, może tyle, że świeci się cały czas…Ale połączona z losem sąsiadeczki – postrzegana jest przez zorientowanych – jako sygnał. Że sąsiadeczka jeszcze żyje, że może ciężko jest, ale dycha…że może ciężko jest, ale dycha…
– Jak mogła chodzić, to najlepiej, żeby na lodówkę kłódka była- opowiada mąż sąsiadeczki. – Cukrzycę ma. Najchętniej w kuchni, blisko lodówki by ciągle siedziała.
Sąsiadeczka nigdy nie należała do szczególnie żwawych. Nie tylko ze względu na wiek, ale tuszę- nade wszystko. Jej życie toczyło się w podobnym tempie, wewnątrz tego domku, który wybudowali wiele lat temu. Czasami tylko siadała na tarasie, pod wielkim parasolem. Ale tak- normalnie, to rządziła w kuchni. Choć dzieci dawno z domu wyszły i obowiązki wraz z nimi, to przecież rytm życia pozostał ten sam i wypełniał dokładnie cały dzień. Śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja – kuchnia pracowała jak dawniej, tyle że zamiast pięciu talerzy -były dwa.
Sąsiadeczce pozostał też nawyk gotowania dla całej rodziny. Mąż szczupły i do jedzenia niezbyt natarczywy, więc zawsze coś tam w garach zostało, co trzeba było sensownie zagospodarować. Za mało, żeby zostawiać w lodówce, za dużo, żeby zjeść od razu, ale jak się postarała, to zjadła. Nawet bez specjalnego apetytu, raczej z przezorności, żeby się nie zmarnowało. Może to od tego jedzenia na siłę i bez specjalnego przekonania, a może z innych powodów, pojawiła się cukrzyca. A wraz z nią prawdziwy apetyt, od którego dostała łakomy wzrok na cokolwiek, co było w lodówce. Miała w tym wszystkim swoje opamiętanie, które nakazywało jej próbować po małym kawałeczku, ale przyplątała się do tego pamięć krótka. Ta nie pozwalała jej zapamiętać poprzedniej wizyty w lodówce i owa bieżąca okazywała się pierwszą, składaną w intencji spróbowania małego kawałeczka czegoś tam, czego z pewnością jeszcze nie próbowała.
Na to przyszedł covid. Zasadniczo z powietrza. Nigdzie przecież, poza domem nie przesiadywała. Poza krótkimi wizytami w sklepie, kontaktu z obcymi nie miała. Sąsiadeczka przeszła te chorobę bardzo ciężko i choć gorączka ustąpiła, to ona do siebie dawnej już nie wróciła. Niby wszystko robiła teraz tak samo, jak przed chorobą, ale było tak tylko z nazwy. Głowa straciła swoją dawną pewność i co do tego, jak robić, kiedy, po co, ale – co było najgorsze- głowa straciła pewność chodzenia. Pojawił się jakiś dziwny strach przed kołysaniem. Coraz częściej chciała trzymać się czegoś, co miało stabilny pion i dawało jej poczucie bezpiecznej równowagi.
Przyszedł jednak ten fatalny moment, w którym nie znalazła należytej podpory i upadła tak niezręcznie, że kość prawej nogi nie wytrzymała.
Od tego momentu kurczowo trzymała się łóżka. Gdyby nie ten wózeczek – pchany przed sobą – i niczym nie poskromiona potrzeba sprawdzenia co też pozostało jeszcze w lodówce, nie wstawałaby wcale. Głowa już nie tylko straciła -bez reszty dawną pewność chodzenia, ale jej miejsce zajął paniczny strach przed chodzeniem. I ciemnością. Całą noc paliła się ta mała lampeczka przeganiając strachy ciemności.
Teo słuchał sąsiada i zastanawiał się nad tym jak zapalić sąsiadeczce tę drugą lampkę, która przegoni strach przed chodzeniem.
– Nie znam konkretnej odpowiedzi- ale opowiem ci o moim znajomym. Z twoją żoną łączy go jedno: oboje boją się tego, co jest w nich. A im dłużej nad tym się zastanawiają, tym bardziej się tego boją. Twoja Asia myśli o swojej niepewnej głowie. Jest cała masa ludzi, którzy mają w głowie karuzelę i żyją z nią normalnie. Chodzą, pracują, wypoczywają. Czasami potykają się, kaleczą, coś sobie łamią i dalej chodzą. Tych wszystkich ludzi łączy to, czego oni nie mają, a co ma Asia: oni nie myślą o niepewnej głowie, tylko o tym, jak robić swoje.
– Każdy, kto ma problem – myśli o nim – wtrącił sąsiad.
– Jasne, ale ważne jest – jak ten problem i siebie z nim – widzisz. Trzeba trochę siebie oszukać. Jak ten znajomy. Normalny facet, jak każdy z nas. Wychowany w dawnych czasach, kiedy alkohol piło się codziennie. Zazwyczaj więcej, jak mniej. Nikomu to nie przeszkadzało i wszyscy z tym żyli. On teraz popija tylko piwko, ale nasłuchał się czy naczytał, że to uzależnienie i zaczął się tego bać. Przedtem, jak pił sobie piwko, to się nim delektował. Dobrze mu było, jak w niebie. A teraz zanim jeszcze wypił, to już kombinował, że to dzień po dniu, że to nałóg, że jest alkoholikiem. Nie pijakiem, ale alkoholikiem. I bardzo mu taka szufladka nie odpowiadała.
– Jak pił codziennie, to jak to inaczej nazwać – wtrącił sąsiad.
– Jasne- ciągnął dalej Teo. – Żeby nie nazywać tak samego siebie postanowił pić co jakiś czas te dwa piwka, a nie codziennie. Kiedy robił sobie przerwę, to nabierał wigoru, wiary w siebie i nie chciał wierzyć jakim to sposobem do tego piwka tak go wcześniej ciągnęło. Po kilku, kilkunastu, czasami kilkudziesięciu dniach kusiło go, żeby sprawdzić czy to piwko faktycznie jest takie wyśmienite. Za każdym razem okazywało się, że owszem – jest. Następnego dnia także. Nie było tym samym powodu, aby rezygnować w piwka. Ważne jednak w tym wszystkim jest co innego. I to z tego powodu opowiadam o całym zdarzeniu. Otóż te przerwy nazywał odstawianiem alkoholu i odstawiając go – nadal czuł się niekomfortowo, jak alkoholik – na odwyku. Psychicznie dołował więc cały czas. I kiedy popijał i kiedy nie popijał. I zazdrościł tym, którzy sobie popijają, o tym nie myślą i cieszą się życiem.
– No to jakie jest wyjście? – sąsiad czekał na rozwiązanie.
– Poszedł po rozum do głowy i spojrzał na problem tak: jedni popijają, inni nie popijają. To kwestia diety i tego, co kto lubi. On się nie upija, nie zawala roboty, nie cuduje, więc jest normalnym człowiekiem. Skoro alkohol jest składnikiem jego diety, to może traktować go tak samo, jak każdy inny. Jak kiełbasę, żółty ser czy oliwki. Jeśli zauważa, że czegoś w dieci
e jest za dużo, to wprowadza drobną korektę diety: wyłącza jakiś jej element. Tym sposobem nie jada kiełbasy od dawna. Kiedy ją spożywał systematycznie – nie czuł się kiełbasianym żarłokiem. Teraz też tak się nie czuje. Z alkoholem zrobił to samo: wprowadza co jakiś czas drobne korekty do codziennej diety i wyklucza piwko, wino i coś tam jeszcze, gdyż uważa, że ostatnio było tego za dużo. Wprowadzanie takiej korekty nie wiąże się z poczuciem rezygnacji, poświęcenia, walki z uzależnieniem, nałogiem słabością, ułomnością itp.
To jak zmiana w jadłospisie na dzień dzisiejszy. Jak pije piwo, to mu ono smakuje, a jak nie pije, to też jest dobrze, gdyż taką lekką zmianę wprowadził w diecie…
– Jaki stąd wniosek dla Asi? – zastanawiał się sąsiad.
– Problem Asi i tego znajomego – jest tej samej natury. Chodzi o poukładanie sobie w głowie tego, co inni też mają, a o czym nie myślą i dlatego, że nie myślą, to bardziej normalnie żyją. Ten jednak, który myśli – musi
ten problem tak wkomponować we własną psychikę, żeby ją budować i konsekwentnie dążyć do celu. Znajomy zamienił strach przed uzależnieniem w lekką korektę w diecie, a Asia musi zamienić strach przed upadkiem w drobną korektę poruszania się…
Sąsiadeczka z przeciwka pali po nocach lampeczkę. Widać ją w oknie na parterze. Lampeczka sama w sobie- jak to lampeczka. Nic nadzwyczajnego. No, może tyle, że świeci się cały czas…Ale połączona z losem sąsiadeczki – postrzegana jest przez zorientowanych – jako sygnał. Że sąsiadeczka jeszcze żyje, że może ciężko jest, ale dycha…
Jest jednak na ścieżce do wprowadzania wielu drobnych zmian…
Dalej: https://3im.pl/ku-nowej-erze-krolestwa-cnot-wszelakich/