Zobacz – jak myślisz. Zmień – jak działasz
Zobacz – jak myślisz. Zmień – jak działasz

Interes na zegarkach

Wielka polityka, wielka polityka, a w Królestwie toczy się normalne życie. Póki co – bez dekalogowych komplikacji interwencji. Pełne za to drobnych zawirowań teraźniejszości i wspomnień przeszłości.

– Mówili starsi, żeby gówna nie ruszać. Żyli tak i z tymi ze wschodu i zachodu. Przez długie lata wojen i okupacji ci ze wschodu czuli się tutaj, jak u siebie w domu. Srali na patelnie i do garnków. Ale kulturalnie, bo wstawiali je do wanny i siadali na jej brzegu – myślała starsza pani od tego sadowego pozwu.

Irka opowiadała o tych ze wschodu dokładnie. Ona i cała rodzina, a w zasadzie dwie, bo to Irka z matką i siostrą i teściowa, z teściem- wyjechali z stamtąd towarowym wagonem. Mieli dla siebie cały. I jechali, jechali. Aż przestali całkiem na dobre. Nie z własnego konceptu, bo tego nie było tutaj wcale. Odczepili ich od lokomotywy i tyle. Nikt nikogo nie pytał, dlaczego. Odczepili w starym mieście Królestwa, które dobiło się wreszcie do niepodległości. Irka poszła w miasteczko szukać dachu nad głową. Młoda wtedy była, więc niosło ją- a to z ciekawości, a to z nadziei. Może Janka spotka, swego ukochanego męża. Dziewięć miesięcy trzymali go ci ze wschodu w celi śmierci. Tamtejsi strażnicy mówili, że siedział sam. Podłogę ceglaną w swojej celi jakimś małym szkiełkiem całą wyczyścił przez te długie czekania. Raz w tygodniu wyczytywali nazwiska tych do rozstrzelenia. Strażnicy przekupni byli. Irka nosiła Jankowi jedzenie, ale co z tego docierało do niego, to nawet nie wiedziała. Dowiedziała się tylko, że go potem wywieźli. Ale gdzie i po co? Ludzie mówili, że wywozili takich do obozów koncentracyjnych. Janka nie rozstrzelali, bo do niczego się nie przyznał. Ale razem z kolegami planowali wysadzenie policji okupanta. W czasie przesłuchań bili ich straszenie. Janek miał dziewiętnaście lat, ale już swój rozum miał i wiedział, że jak się przyzna, to go zabiją. Irka mówiła, że zdradził ich kolega. Rudy taki jeden. Jego matka opowiadała, że Heniek uciekł tej nocy, jak zgarniali wszystkich.

A teraz cała taka durna była, że Janka spotka w akurat tutaj. On w tym czasie był już pewnie gdzieś na zachodzie. W tej samej miejscowości, w której wiele lat później zjawił się jego wnuk. Ale o tym wszystkim Irka nie wiedziała. Janka szukała i dachu nad głową. A tu wreszcie jakiś pusty dom. Zaszła i pełno tych patelni. Ci ze wschodu już nie gwałcili, tylko żyli i srali. O gwałceniu nic nie wiedziała. A srali zawsze, bo żarli wszystko, co było. Prowadziła z matką w jeszcze tam coś takiego w rodzaju restauracji. Ale to było po okupacja tych z zachodu. Jak przyszli ci ze wschodu to już nie było niczego.

Mundurowy przyniósł duży zegar i nakazał zrobienie z niego dziesięciu małych

Irka opowiadała, że jakiś mundurowy ze wschodu przyniósł w tym miasteczku zegarmistrzowi wielki zegar. Taki naścienny, w pudle. I kazał mu zrobić z tego dziesięć małych. Zegarmistrz próbował tłumaczyć sołdatowi, że tak się nie da, ale ten wymierzył do niego kuszę i dobili targu. Zegarmistrz miał kilka zegarków na rękę, z szabrów, jeszcze po tych z zachodu. Chyba siedem. Więc powiedział, że z tego jednego da się zrobić tylko siedem. Mundurowy nie był zachwycony. Ale pogodził się z losem. Umówili się za kilka dni. W umówionym czasie przeszedł, zegarki zabrał, a zegarmistrz odetchnął z ulgą.

Dwa dni po tak udanej transakcji z mundurowym, ten zjawił się z kumplami i przynieśli zegarmistrzowi dziesięć zegarów, niektóre nawet z kukułkami. Zostawili zegary i zapowiedzieli, że zgłoszą się za tydzień po siedemdziesiąt zegarków na rękę.

 Ludzkość nie zna tych incydentów i brnie w nieznane, jak głupia. Przechodzi nad takimi zdarzeniami do porządku dziennego. Skoro same w sobie głupie są… No tak. Ale każdy taki incydent utrwala w ludziach sposób myślenia. A jak myślimy, tak żyjemy. Okupant odchodzi, a jego sposób myślenia zostaje. W nas. I siedzi, jak gwóźdź w bucie, a człowiek chodzi z nierozwiązanym problemem i zastanawia się skąd w tym jego ukochanym narodzie tyle głupoty, takiego prostactwa, prymitywizmu. Starsza pani często o tym myślała.

Akurat ten incydent z zegarami utrwala kilka idiotyzmów jednocześnie.

– Czy ci ludzie są normalni? – to było ulubione pytanie starszej pani. Zadawała je po wielekroć i teraz też myśląc o tym co Irka jej opowiadała szukając dachu na głową w samym centrum starego miasteczko naszego ukochanego Królestwa.

Starsza pani podreptała do domu i zamknęła starannie drzwi. W Królewskim radiu opisują nieustannie różne takie sytuacje, kiedy wpuszcza się kogoś do domu i same z tym kłopoty oraz nieszczęścia. Ona jest dobrze osadzona w temacie i ogarnia go na bieżąco. Nikomu nie otwiera. Ale wszystkich obserwuje. Nawet jak nie ma nikogo. Z przezorności…

 

Dalej: https://3im.pl/przygotowanie-do-oredzia/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *