Podwładni żyją swoim życiem. Tak samo, jak ci z Otmanki. Problemy jakie ich zajmują zaskoczyłyby każdego dworzanina. Może poza Baronem. Ale i jemu ledwo mieściło się w głowie, jak można – dla pokrzepienia serca gadać do bankomatu. Rozczulać się na widok kawałka rury wydechowej wiszącej przy tłumiku Żuka czy wsłuchiwać się w plotki krążące po wsi. Nie wspominając o gadaniu z kosami.
Ale ludki, to ludki. Swoją logikę mają.
Tymczasem na dworze działo się, co skwapliwie odnotowywał kronikarz. Nawet z pełnymi dialogami.
– Zaczyna mnie irytować ten Filozof Nieopatrznie Doktoryzowany.
– W swej inteligenckiej naiwności zarzuca mi działania nieracjonalne i nielogiczne. Nie rozumie przy tym jednej podstawowej zasady- dywagował Król
– Obawiam się, że on wielu zasad nie rozumie – skwapliwie dorzucił Baron
– Słuszna uwaga. Ale po kolei- Król porządkował dywagacje własne, które niepodziewanie przerodziły się w dyskusję
– On nie rozumie tego na czym polega władza i relacja Króla z podanymi…
– No właśnie – wtórował Baron wyraźnie zainteresowany rozwinięciem tego wątku
– Władza polega na dysponowaniu interpretacją zdarzeń, faktów, tego, o czym wielu wie, ale to nie ma znaczenia, że o tym wiedzą. Ważne jest jak to coś interpretować. A kto to wie?
– Władza – Baron wyraźnie był zadowolony z tej merytorycznej odpowiedzi. Jej wartość podkreślał król wielokrotnym, refleksyjnym i aprobującym zarazem skinieniem głowy skierowanym w jego stronę.
– Jeśli nasza interpretacja opierać się będzie na zwyczajnej logice, to każdy, kto myśli logicznie – sam ją sobie zinterpretuje. I do czego potrzebna będzie mu władza? – retorycznie pytała Jego Wysokość niby tylko siebie, ale ciężar tego pytania odczuli wszyscy obecni, bacznie przysłuchujący się wywodom królewskim.
– Do czepiania się o byle co – wyrzucił z siebie Bystry Dworzanin, który rzadko zabierał głos, ale zawsze wiedział w czym rzecz i był na tyle bystry, żeby nie pojawiać się w roli wkładanego między wódkę i zakąskę.
Po obecnych na sali rozeszła się fala szemrzącego zachwytu poruszająca kapelusze dworzan i dworzanek zdobione piórami, welonami i kwiatami, o tasiemkach i biżuterii nie pomijając. Fala ta wywołana szemrzącym zachwytem poruszała kolorową taflę dworskich nakryć głów, w których rodziło się przekonanie o uczestnictwie osobistym w czymś absolutnie nadzwyczajnym. Był nim dostęp do królewskiej tajemnicy rządzenia udostępnionej im oto tutaj i teraz.
Wszyscy obecni odczuwali powagę chwili. Oczywistym było, że każde słowo Króla wypowiedziane tutaj i teraz nosić będzie znamiona prawd objawionych i tylko nielicznym dostępnych.
– Ani racjonalność, ani logika – nie są i nie będą wykładnią królewskich decyzji. Będzie nią….Napięcie narastało do granic wytrzymałości.– Będzie nią –powtórzył Król- nieprzewidywalność…Czyli tylko moja interpretacja !!!
Znów po tłumie obecnych rozniosła się fala szemrzącego zachwytu, by nagle przerodzić się w jeden wielki okrzyk zachwytu.
– Królaaa, królaaa, królaaa – skandował tłum. Król tymczasem bacznie przyglądał się demonstrowanym oznakom zachwytu wyraźnie szukając miejsc nieco bardziej niszowych. Ale bezskutecznie….
Tylko tuż pod bokiem króla, ale poza obszarem, jaki mógł ogarnąć wzrokiem Jego Królewska Mość, Baron Balansu nadstawił ucha ku dworzaninowi zwanemu Szepczącym z Sensem, który wyrażał ochotę wyszeptania mu coś wprost do ucha.
– Wpadłbyś na tak szatański pomysł?
– W życiu. To genetyczna skaza. Ty wiesz, jaki teraz będzie bałagan w całym królestwie? –odszeptał Baron Balansu.
– W takiej pianie więcej będzie można utłuc swego. Pachnie to niezłą kasiorką – podsumował Szepczący z Sensem, a Baron przytaknął mu czym wpisał się w scenariusz kreślony przeróżnymi formami akceptacji i zachwytu, które towarzyszyły Królowi nieustannie.
– Od dzisiejszego dnia. Od tej godziny – nie ma w moim Królestwie Cnót Wszelakich prawdy i fałszu, mądrości i głupoty, dobra i zła, sprawiedliwości i niesprawiedliwości. Nie ma! A co jest?
To była tylko chwila ciszy potrzebna zaledwie na mrugnięcie okiem i tłum zaryczał:
– In -ter-pre-tac -ja! In -ter-pre-tac -ja! In -ter-pre-tac -ja!
Po czym dworzanie oraz inni zacni poddani obecni za sali zajęli się głośno sobą, wymieniając spontanicznie opinie, sady i przekonania pełne zachwytu, uniesienia i radości.
– Trzeba będzie to jakoś sensownie nazwać. Poręczniej dla wiwatów- Baron Balansu zwrócił się do Króla.
– Liczę na Twoja inwencję – odparł Król wyraźnie usatysfakcjonowany całym wydarzeniem.
Tymczasem na Otmance życie toczyło się po swojemu. Zazwyczaj wbrew logice, ale wielu to widziało i potrafiło samodzielnie nazwać rzeczy po imieniu.