Sejsmograf normalności _I_ identyfikacja barier mentalnych_ Syndrom Wkręcanego Gwoździa
TW480302_v03_syndromy_SYNDROM WKRĘCANEGO GWOŹDZIA _ karta produktu
Nazwa syndromu : SYNDROM WKRĘCANEGO GWOŹDZIA
Nasze kontakty z organizacjami, nie tylko administracją, skłaniają do tworzenia anegdot, kawałów i dowcipów. Lepsze to niż hodowanie wrzodów żołądka. Póki co różnych bzdur mamy bez liku i codziennie tworzymy nowe. Jako twórcy ich nie dostrzegamy, jako odbiorcy – owszem.
Kontaktuję się telefonicznie z działem, który zamieścił reklamę i jest w trakcie kampanii. Pytam o produkt, który reklamują. Pani, która odebrała telefon nie informuje mnie o produkcie, ale o koleżance. Swojej koleżance – z pracy. I mówi mi, że jej nie ma. Ja na to, że nie znam tej koleżanki, że już żonaty jestem i bardziej interesuje mnie jednak ten produkt z reklamy niż koleżanka. Tym bardziej, że o nią nie pytałem. A moja rozmówczyni dalej o tej koleżance. Na koniec zadała retoryczne chyba – w swojej ocenie – pytanie: „- To co, lepiej żebym w ogóle nie odbierała?” i odłożyła słuchawkę.
Doskonały przykład obecności syndromu wkręcanego gwoździa. Wkręcanie gwoździa jest kompletną bzdurą. Tak, jak nie odbieranie telefonu, którego numer zgłasza się w kampanii reklamowej. Bzdura jest jednak skalowalna. Mniejszą bzdurą od wkręcania gwoździa jest wbijanie śrub, które powinno się wkręcać. Mniejszą bzdurą od nie odbierania telefonu z kampanii jest odebranie go i poinformowanie, że o przedmiocie kampanii nic nie wiemy, ale wiemy coś o osobie, która wie. I takim to sposobem kwitnie mniejsza bzdura pod groźbą, że zawsze może być inna, jeszcze większa.
Charakterystyka opisowa
Jak większość syndromów i ten ma rodowód autentyczny, życiowy. Wziął się z oszczędności. Ktoś wyliczył, że wkręty, którymi mocowane są tzw. plecy – w pewnych meblach są za długie. Mniej oszczędne, niż te krótsze i nieco grubsze. O ile tamte można było wkręcać albo wbijać, to te krótsze trzeba koniecznie wkręcać. Technologię zmieniono. Śruby też, ale powstał nowy problem. Monterzy przyzwyczajeni do wbijania śrub wbijali także te krótsze. W konsekwencji plecy wypadały i sypały się reklamacje.
Dużo opowiadać o metodach perswazji, o przebiegu szkoleń, instruktażu, o metodach organizacyjnych. Mniejsza o to, że zlikwidowano młotki, na co monterzy zareagowali produkcją własnych, z grubych prętów, pospawanych w kształcie litery „T” . Nic nie pomagało.
Po jakimś czasie autor pomysłu bardziej ekonomicznego rozwiązania umówił się na wódkę z kilkoma, najbardziej wpływowymi monterami. Kiedy już mieli dobrze w czubie nasz autor ośmielił się i zadał wreszcie to pytanie, które dręczyło go od dłuższego czasu;
– Franku – zwrócił się do montera, który miał największy posłuch w zespole. – powiedz mi dlaczego wbijacie te śruby, zamiast je wkręcać?
– To proste – powiedział Franek. – Przecież lepiej jest wbijać śrubę, niż wkręcać gwóźdź.
Charakterystyka tabelaryczna
Syndrom | Dziedzina | Stan rzeczy | Objawy | Konsekwencje |
/11/ Wkręcanego gwoździa | Zarządzanie projektami Zarządzanie wiedzą | Działania organizacji pozostają często w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem, zasadami racjonalności itd. Nikt tego jednak nie zmienia w przekonaniu, że może być jeszcze gorzej, a więc lepiej pozostawić taki stan rzeczy, jak jest. | Syndrom przejawia się różnie – np. w postaci solidarności pracownika firmy z klientem, który zauważa bzdurę i sygnalizuje je obecność pracownikowi. Np. firmy windykacyjne mają opóźnione informacje o zapłacie zaległości. Ich pracownicy trafiając na klienta, który uregulował zaległości kilka dni wcześniej, proszą klienta, aby się tym nie przejmował. | Wspiera syndrom tęczy Atomizacja grupy |
Charakterystyka alegoryczna
Dziennik Bałtycki, 119 (12361) 31 maja, 1, 2 czerwca 1985
Jednym okiem
ABSURD
Zdarza się jeszcze, że tu i ówdzie, od czasu do czasu wygłosi ktoś myśl „odkrywczą”, iż ludzie chcą żyć normalnie. Zaraz też zaczyna się mowa temat na temat warunków, możliwości, trudności i czegoś tam jeszcze, co jest i co ową normalność przekreśla. I wszystko prawda. Szkopuł w tym jednak, że niecała, że niepełna, a taka prawda wygląda jak nadgryziona kanapka na talerzu dla gości: częstować się nią można lecz nikt nie ma na to ochoty. A rzecz w tym, ze normalnie żyć mogą jedynie normalni ludzie, a wiec tacy, którzy potrafią jeszcze odróżniać absurd od normalnego stanu rzeczy. Z tym zaś coraz u nas gorzej i gorzej.
Swego czasu pisałem o naszym stosunku do porządków sugerując, że nie jest to stosunek normalny, że porządki bywają dla nas celem samym w sobie. Że efektem tak rozumianych porządków są koszmarki utrudniające nam życie, skazujące na dodatkową stratę czasu, na wystawanie w kolejkach itd. Jednym z przykładów – tak rozumianych porządków – był pomysł zaniechania skupu butelek przy kasach w zaspiańskim Victusie, na rzecz przyjmowania ich w małym jak psia buda, okienku. Przed nim to gromadziły się, w godzinach wolnych od pracy, tłumy spragnionych pozbycia się opróżnionych butelek. Tłumy takie gromadzą się nadal i tylko narzekających głośno jakby coraz mniej. Uznaliśmy, że kolejka długa, kręta, wyżerająca ludziom ich własny czas przeznaczony na wypoczynek, na rodzinne życie – jest zjawiskiem normalnym, że załatwienie czegokolwiek, choćby tak prostego, jak oddanie pustych butelek bez wystawania w kolejce – jest nienormalne.
Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Victus był stołem. Instytucja odezwała się. Mniejsza o to jaka, kto się pod tym podpisał. Rzecz o absurdzie, a nie o instytucji Lecz na samą okoliczność tzw. reakcji na prasową krytykę, należałoby tutaj – zgodnie z ucierającym się zwyczajem – wyrazić szczere podziękowanie, że się zostało zauważonym, że się ktoś ustosunkował, że słuszność przyznał i poprawę przyobiecał. Należałoby też zakończyć sakramentalnym: „jeszcze do sprawy powrócimy”.
Na okoliczność absurdu wspominam o tym właśnie piśmie z tego powodu, że zastosowana jest tutaj argumentacja charakterystyczna dla takich właśnie sytuacji, kiedy to ktoś tłumaczy się u nas publicznie z niedociągnięć, braków, z tego, że źle pracuje, że w sumie szkodzi zamiast pomagać. Znamienny pod tym względem jest końcowy fragment wspomnianego pisma: „Reasumując całość przedstawionych wyjaśnień, których celem było jak najszersze przedstawienie problematyki odkupu opakowań szklanych w naszych placówkach możemy stwierdzić, że nie zawsze nasze trudności spotykają się ze zrozumieniem społeczeństwa. Nasza praca zaliczana jest do jednych z trudniejszych prac w obrocie towarowym, gdzie mamy do czynienia codziennie, bezpośrednio z klientem i gdzie trudno jest ją zmechanizować ułatwiając tym samym zatrudnionym tam kobietom pracę i stąd musimy ją stale udoskonalać organizacyjnie. Przyjęliśmy stanowisko elastyczne, gotowe do poprawy każdych zauważonych usterek w pracy zarówno przez klientów jak i inne osoby.
Naszym zdaniem dzięki takiemu stanowisku dojdziemy do wypracowania właściwych form organizacyjnych we wszystkich placówkach ku zadowoleniu klientów jak i własnemu”.
Absurd tkwi – moim zdaniem – w myśleniu zgodnie z którym czyjeś tam trudności nie spotykają się ze zrozumieniem. I że taki stan rzeczy źródłem jest czyjegoś żalu. Zauważmy, że ów wielki żal do społeczeństwa, które wciąż czegoś nie rozumie, leje się przez nasz kraj szeroką bardzo rzeką. Jej nurt ożywiają łkający w nieutulonym żalu – do społeczeństwa właśnie – różni nieudacznicy. W naszym przypadku jest to łkanie speców od skupu opakowań szklanych. Ciekawe czy ci łkający i żądni społecznego zrozumienia sami aż tak bardzo są wyrozumiali. Ciekawe jaka byłaby ich reakcja gdyby zdarzyło się, że trudności finansowe pana Kowalskiego nie pozwoliłyby uiścić mu rachunku w sklepowej kasie. Czy sprzedaliby na kredyt? A może po cenach hurtowych?
Nie łudźmy się. Nic z tych rzeczy. Wszak obowiązkiem Kowalskiego jest płacić na miejscu, bez względu na jego osobiste, indywidualne kłopoty finansowe. Na jakich więc zasadach ten, który niczego nie bierze za darmo ma jeszcze dodatkowo coś tam rozumieć. Tym bardziej, że to coś utrudnia mu życie, zabiera wolny czas. I co w ogóle jest tutaj do rozumienia? Żelazne warunki są dla jednej strony, takie same muszą być i dla drugiej.
Nie dajmy więc sobie wciskać absurdów o ile faktycznie marzy się nam jeszcze, aby żyć normalnie.
Tadeusz Wojewódzki”
http://www.wojewodzki.pl/index.php?option=com_content&task=category§ionid=15&id=26&Itemid=55